niedziela, 22 listopada 2009

Nocne spacery po balkonie....

...zazwyczaj odbywają się w sezonie letnim. Bardzo lubię mój balkon :) i ciszę jaka na nim panuje latem w godzinach nocnych. Nocną porą wygląda on zupełnie inaczej. Brak pośpiechu, krzyków, samochodów dostawczych, klaksonów, biegu dnia codziennego.... Jest w tym czasie na nim tak przytulnie... Na ławeczce tylko ja, kocyk, bluza, kubek gorącej herbaty z żurawiną, ciepły podmuch wiatru, bezchmurne niebo, gwiazdy, okna sąsiadów w których tli się jeszcze czasem skrawek światła i...... moje pomysły :) W takich okolicznościach najlepiej powstają...... RÓŻNE pomysły! Czasem może to być np.: tekst :) Zapraszam do przeczytania tekstu, który powstał właśnie w takich letnich balkonowych klimatach. Docelowo miał się stać tekstem piosenki....., ale że tak nigdy się nie stało i może na szczęście, bo chyba średnio nadawał się na przerobienie ;), więc pozostał TYM, czym jest :)) Bardzo lubię ten tekst gdyż z nim wiążą się miłe letnie wspomnienia. Pełne ciepła i pięknych zapachów :).



"Widziałam Piękny dzień. Skąpany słońcem, otwarty. Pełen nadziei. Obfitował w kolory i zapachy. Przechadzał się po nim leniwie wiatr. Pląsał gdzieś pod nogami ludzi. Beznamiętnie blade chmury wisiały i gapiły się na mnie. Bladością swą od czasu do czasu mroziły moje ciało. Drzewa lekko falowały. Zielenią matową koiły zmęczony wzrok. W powietrzu unosił się apetyczny, słodkawy zapach, na przemian: czerwonej dzikiej róży i waniliowej akacji. Zapachy łagodnie przeplatały się wciąż i wciąż i otulały mnie. Czułam błogi spokój i rozpierającą radość z bycia. Istnienia swego. Na pozór marnego. Przeleciał motyl tęczowy. Zatrzepotał skrzydłami obok mego policzka. Widziałam niemal jego spojrzenie. Drobinki słońca spływały po moich ramionach delikatnie łaskocząc. Wędrując rozgrzewały każdą część mego ciała. Nasycały złotem. Ktoś nagle przeciął szybkim krokiem łagodność bezruchu lekko wilgotnego powietrza. Powstał ruch, który nagle ustal. Usłyszałam krzyk, który poruszył moje serce. Nie widziałam nikogo. Jedynie cień, mój wierny towarzysz, niezmiennie obok był - trwał i oczekiwał. Ciepła leniwość przelewała się od głowy przez brzuch aż do stóp. Nie czułam nic, oprócz rozkoszy z bycia. Z bycia w tym dniu. Z bycia "tu i teraz". Pragnęłam nieustanności tego uczucia. Spokoju... Nagle wstałam. Poruszyłam obraz. Wszystko jak w maszynie ruszyło. Czar prysł. Dzień zadrżał i spłonął. Przelał się w codzienność i zwykłość. Stał się nieostry i rozmazany. Zniknął!"

1 komentarz: