piątek, 29 stycznia 2010

Zatęskniłam...

Wczoraj wieczorem z Juleńką zostawiłyśmy Natalkę z tatusiem w domku i poszłyśmy na spacer po śniegu. :) Chodziłyśmy po białym tajemniczym, dyskretnie latarniami oświetlonym, bajkowo wyglądającym naszym parku. Śniegu miałyśmy, ja po kolana, a Juleńka prawie po pas. Ganiałyśmy się, obsypywałyśmy śniegiem, rzucałyśmy w drzewa. Juleńka robiła anioły i taplała się w śniegu. :) Uradowana była jak nigdy. Zaszłyśmy na naszą fontannę aby na niej postawić naszego małego bałwana. I.............. gdy ujrzałam tą zasypaną, ledwie widoczną fontannę która latem tętniła zyciem, a teraz wyglądała jak z tajemniczego ogrodu..... zatęskniłam za latem. I choć wyglądała przepięknie w tym śniegowym ubranku, które mieniło się w księzycowym blasku, to ja zapragnęłam, aby znów leciały z niej ciepłe krople wody! Juleńka ganiała ze śniegiem, a ja stałam i patrzyłam, bo przed oczami jak film przemykały obrazy naszych letnich spacerów w blasku prażącego słońca przy tej fontannie. Widziałam Juleńkę jak łapie kropelki wody, jak biega uśmiechnięta cała opryskana :). I z tych wspomnień nawet chyba jakoś tak posmutniałam. Posmutniałam ze ten czas tak szybko biegnie. Ze choćbyśmy nie wadomo co robili to nie da się go zatrzymać.... Juleńka trochę na szczęście oderwała mnie od tego wspomnieniowania i dalej toczyłyśmy bałwana i rzucałyśmy się i ganiałysmy. Po powrocie do domu wszystko opowiedziała tatusiowi i Natalce, która zupełnie jej nie słuchała tylko śmiała się w głos. Potem zadowolona poszła spać. Ja na chwilę zapomniałam o tęsknocie za latem i biegałam po kuchni robiąc porządki. Nagle jednak wyjrzałam przez kuchenne okno zobaczyć jak sypie śnieg i .... znów ujrzałam mój park i fontannę. Z tej wyzszej perspektywy jednak wyglądały one bardzo bardzo smutno pomimo białego śniegu i nocnych lamp które je oświetlały. Znowu moje wspomnienia przeniosły mnie w letnie dni. Tym razem widziałam moją fontannę stojąc przy kuchennym oknie. Stałam w nim i patrzyłam. Było jak zawsze otwarte a letnie powietrze smagało po ramionach. Słychać było rozmowy ludzi, którzy przechodzili gdzieś na dole po chodniku i krzyki dzieci bawiących się w parku. Ale najpiękniejszy był jeden dzwięk. Szum spadającej wody w fontannie. Uwielbiam! Bardzo uspokaja. Często latem otwieram okno i zwyczajnie słucham, a na policzkach czuję chłodzącą bryzę z fontanny. Te zamyślenia i tęsknota za latem spowodowały ze zajrzałam w moje archiwum zdjęciowe i w ten sposób przywołałam to moje lato. I mam na blogu lato w środku zimy :). W dzień walczę z zaspami, odśnieżam moje czerwone autko, a wieczorem............ widzę lato :)......................................................................................................................... Zimowa fontanna.





Letnia fontanna. Julia z kuzynami.


:)

Łapanie wody jest świetną zbawą :).









A tu dodałam tez inne letnie zdjęcia :). Jak fajnie wtedy jest......... Ubieram te małe dziewczynki zaledwie 15 sekund, a nie jak teraz 15 minut ;).





Natalka zadowolona.


.... opalona.....


:)


Spacer.




A tu u babci.


Z ciocią :)



I ta buziunia letnia uśmiechnięta opalona :)


i tu.


Na działce :)


Podlewanie. Wszystkie warzywa Juleńki pięknie urosły :).

Buszowanie w groszku.

:)



:))))) Letnia mama :)











U babci.





:)





Letni widok z mojego okna.




czwartek, 28 stycznia 2010

Sidney Polak do posłuchania - obejrzenia :)

A oto dwa kawałki których pewnie nasi sąsiedzi mają juz dość ;)). Zaraził nas (mnie, Julię i Natalkę) nimi mój mąż. Julia zna na pamięć wszystkie zwrotki i pewnie je śpiewa. A gdy ja się pomylę ona zawsze z miną bardzo zdziwioną, ze znów mi się to przytrafiło, mnie poprawia :)). Natalka uśmiechnięta kiwa się na lewo i prawo :). Przy kawałku zatytułowanym SKUTER zawsze jest niezła balanga ;).

NATALIA



SKUTER

niedziela, 24 stycznia 2010

Nasze spotkania. U Wandzi :).


Kiedy kończyło się lato 2009 a zbliżała jesień i zima 2009/2010 postanowiłyśmy nie przerywać naszych wspólnych spotkań i spacerów z dziećmi, które latem odbywały się niemalże codziennie. Jedynie… no właśnie…… Jesień i zima nie są łaskawym czasem dla mam i dzieci i co do tego jesteśmy wszystkie zgodne. Dla dzieci nie jest to za bardzo atrakcyjny czas. Większość czasu muszą spędzać w domach, a z braku możliwości mega wyszalenia się zwyczajnie wariują, a MY wraz z nimi :). ……………. postanowiłyśmy więc MY czyli: Wandzia B, Paula Z, Magdalena J-G oraz ja-czyli wózkowa ekipa,................. przenieść nasze letnie spacery na okres jesienno-zimowy do domów :). Nasze spotkania są babskie na MAKSA! I są cuuuuudnym wynalazkiem :). Do tej pory odbyły się dwa. Może to nie dużo, ale dodam, że w tak zwanym międzyspotkaniowym międzyczasie jesteśmy w ciągłym kontakcie sms-owo-telefoniczno-mailowym. Tak więc pierwsze spotkanie odbyło się u mnie i oprócz naszej czwórki przybyły także: nasza cudowna koleżanka z Oleśnicy, przepięknie grająca na skrzypcach i zawsze uśmiechnięta Zuzia S. oraz okrągła wówczas jeszcze jak bułeczka przepięknie wyglądająca w tym odmiennym stanie, oczekująca synka, przyszła mama, a teraz już mama MAMA, Gośka K. Było świetnie. Dzieci szalały na kolanach wśród zabawek, na huśtawkach w bujakach w chodzikach, na kocyku gdzie tylko się dało , a my ….w zasadzie……… robiłyśmy to co zawsze, czyli opiekowałyśmy się tymi brzdącami z jedną różnicą, zasadniczą! Otóż w jakże milszych okolicznościach niż na co dzień. W towarzystwie wyjątkowych super wyglądających, świetnych i jedynych w swoim rodzaju NAS, kobitek! Drugie spotkanie odbyło się parę dni temu u Wandzi i również było świetnie! Tym razem przybyła na spotkanie Ola N-siostra Pauliny Z, czym nas mile zaskoczyła. Ola na co dzień mieszka w Anglii i nie mamy możliwości częstego spotykania się. Utrzymujemy jednak kontakt mailowy lub Skype-owy (gdy np nawiedzę Paulinę w domu - jako że ciągle są on line :) ). Czasem jednak właśnie uda nam się spotkać na "lajfa" ze tak się wyrazę. Tak tez było owego zimowego dnia. Kiedy już wszystkie pokonałyśmy schody Z domów. Usypane śniegiem po kolana chodniki, tocząc przed sobą obładowane wózki........ i schody NA 3 piętro do Wandzi, trzymając na rękach dzieci w kombinezonach, czapach, na ramionach torby do ich obsługi wypełnione po brzegi, .....kocyki oraz ciastka i inne sprzęty. Rozebrałyśmy tonę kurtek i tonę wszystkiego innego z siebie i dzieci i wreszcie usiadłyśmy z prawie godzinnym opóźnieniem to oczom swoim nie wierzyłyśmy co ujrzałyśmy! Ta Wanda nasza tak się naszykowała że … brak słów! Czekał na nas pięknie zastawiony stół, a na nim torcik serowy na zimno, przekąski różniste słodkie, koktajl z truskawek i dla dzieci jedzonko i owoce i soczki i kakałko… Oj naszykowała się, naszykowała! I…….podniosła poprzeczkę, co w sumie było do przewidzenia, bo świetnie gotuje!! :)) Było bardzo miło. Dzieci szalały (bo wszystkie już siedzą albo raczkują albo chodzą), a my próbowałyśmy rozmawiać. Nawet momentami się udawało:). Trochę, jak to mówi moja średnia siostra, zresetowałyśmy się i nabrałyśmy sił na następne dni. Zostawiłyśmy, a w zasadzie dzieci, ogromny bałagan (pokój wyglądał jakby przeszło tornado ostro wirujące). Miny jednak miały super zadowolone, bo ku naszemu zdziwieniu, jak na swój wiek (a rodziły się począwszy od Wandy Mikołaja niemalże miesiąc po miesiącu) bawiły się i dogadywały bardzo dobrze. Następne spotkanie….. no właśnie Dziewczyny u której?! A i czeka nas jeszcze…. Ale to niespodzianka o której napiszę i którą zaprezentuję TU oto na moim blogu jak się dokona (choć już gdzieś o niej wspomniałam :)). Będzie nas dużo. Nas i dzieci. ........................................................................................................................................ A oto i foty. Od lewej: Wandzia, ja, Ola, Paula oraz dzieci: Mikołaj, Szymon, Julia, Natalka, Jasiek i Agata. A zdjęcie robiła Magda :).
A tu zamiana :). Zdjęcie robiła tym razem Wanda :).




Szymuś w akcji :).


Ola i Jaś.


Ekipa "demolka".




Szymon i Mikołaj.



Mikołaj :).



Agatka pod stołem. Wszytskie dzieci musiały tam wejść i..... przydzwonić głową :).





Paula i Agatka :).



Wandzia i Juleńka :).



piątek, 22 stycznia 2010

Prezent od wnuczek z okazji Dnia Babci i Dziadka :)

A oto i prezent. Zapraszam tu:





Tego posta miałam dodać już dwa dni temu jako propozycję na prezent dla Dziadków ... ale że zagląda tu moja mama:) .... Więc sami rozumiecie. Nie mogłam tego zrobić, byłoby po niespodziance :). Julia wręczyła wczoraj swoim Dziadkom i Pradziadkom, Babciom i Prababciom laurki własnoręcznie narysowane i naklejone na kolorowe kartki. Wręczyła też ten oto filmik, ktory w środę robiłam do 2.30 w nocy. Przez co wyglądałam wczoraj jak zjawa :). Faza.... tak na filmiki :). Ale zrobię jeszcze tylko filmik dla drugich Dziadków i wystarczy:). Chyba zwyczajnie zatęskniłam za długim snem :)).

Okładka :).








W środku rysunki Juleńki.




Chyba Im się podobało;).

wtorek, 19 stycznia 2010

Prawie pierwszy własnoręcznie zmontowany ..... :))

...filmik z sesji zdjęciowej z 2008 roku :)







A teraz geneza powstania filmu:).
Wczoraj padł mój komputer, a dokładniej, mój internet...... Na początku byłam baaaaaardzo zła. Zostałam odcięta od świata ;)! Ale nie ma tego złego.... poukładałam trochę zdjęć i nawet miałam w planie zrobić porządek na moim pulpicie. Nie zdązyłam jednak poniewaz do głowy wpadł mi pomysł zmontowania filmiku z sesji zdęciowej z 2008r :). Tak na próbę. Jak pomyślałam.... dalej juz znacie ;). Znalezienie podkładu nie było trudne poniewaz zawsze, gdy oglądam te zdjęcia, to tylko ta piosenka wpada mi do głowy (mimo iz tekst tej piosenki kompletnie sprzeczny do moich poczynań jest :))), więc za bardzo nie musiałam szukać. A samo układanie..... nie myślałam ze to takie fajne!! (ze tak sie wyraze jak dziecko :))). Tak naprawdę to chciałam tylko spróbować, zmierzyć się z tym. Nie sądziłam ze to takie proste:). No i jak się wciągnęłam to..... Ale oczywiście nie obyło się bez problemów, no i tak (dobrze przyznam się:)) zupełnie gładko nie było :)). Montowałam godzinę, co na ten program i TEN filmik to o wiele za długo :), no ale montowałam :))...... I juz prawie konczyłam! I juz prawie zapisywałam, ( a dodam ze była 24:30 na zegarze :)), kiedy nagle mój komputer zastrajkował TOTALNIE!! Ani nawet myszka nie raczyła pełznąć! I jak się domyślacie caaaaała moja mega, powstająca w ogromnych potach czoła praca PADŁA! Oj zdenerwowałam się-pisząc DELIKATNIE. Ale postanowiłam się nie poddawać. I od nowa kopiowałam, przenosiłam itd. Ale nauczona wcześniejszym doświadczeniem co chwilkę zapisywałam :)). I tak powstał ten oto mój prawie pierwszy (nie licząc wstawiania zdjęć do moich nagrań na YouTube) filmik. Zakończyłam pracę nad nim o godzinie 2:00 i rano czyli o godzinie 6:30 nie było mi tak wesoło-przyznam się szczerze- ale czego nie robi się dla zaspokojenia własnej ciekawości oraz wizji :))?! Teraz juz wiem, ze to nie będzie mój ostatni filmik! Dopiero zaczynam :))))) Tylko program muszę zmienić, bo ten taki za prosty jest :). Zyczę miłego oglądania i proszę o łagodność w ocenie, bo on skromny jest - to ja tylko taka nieobiektywnie oczarowana moim dziełem jestem ;))). A tu jako link na moja strone na YouTube http://www.youtube.com/watch?v=gDHYo09elLg. :) Pozdrawiam :).

Kartka dla Pana Profesora.

Wczoraj w Trzebnicy miało miejsce wyjątkowe wydarzenie. Tytuł Honorowego Obywatela Miasta Trzebnica otrzymał człowiek wielce zasłuzony na polu medycznym. Człowiek o wyjątkowych zdolnościach. Chirurg, ortopeda prof. Jerzy Przybylski. Tyluł wręczył burmistrz Pan Marek Długozima. Dopisali wszyscy zaproszeni goście - byli wieloletni współpracownicy z obecnym dyrektorem Szpitala im. św Jadwigi Śląskiej, Panem Puchałą na czele, Miłośnicy Ziemi Trzebnickiej oraz bliscy przyjaciele. Uroczystość była bardzo uroczysta :). Przemówienia podziękowania, prezenty :). Równiez moja mama, jako Ordynator Oddziału Rehabilitacji, w imieniu całej służby zdrowia złożyła życzenia. Z relacji świadków, w postaci mojego taty :), wiem, ze jak zawsze wypadła fenomenalnie profesjonalnie :). Wręczyła bukiet przepięknych kwiatów oraz prezent w postaci ksiązki w której zakamuflowana była właśnie moja własnoręcznie zrobiona karteczka na której zostały wypisane zyczenia i pozdrowienia od byłych współpracowników. .........................................................................................................A oto i karteczka :).





czwartek, 14 stycznia 2010

Anioły też noszą okulary... :).

....rózowe :). Wczoraj juz prawie kierowałam się do łózka, gdy nagle wpadł mi pomysł zrobienia Juleńce rózowych okularów z papieru..... no i zamiast iść wcześniej spać to ja wycinałam. Rano (czyli dziś) tak się cieszyła. Przebrała się za Anioła a ja cykałam :)). Potem zjadłyśmy śniadanie i.... znowu parada w okularach :)). Teraz muszę zrobić takie "prawdziwe" z kartonu :). Zabawki z papieru... bardzo lubię. Pamiętam pierwszą jaką Juleńce zrobiłam. Był to sklep z całym asortymentem. Od ogórków po czekolady i mleko. Arbuzy, pomarańcze i gumy. Oczywiście płaciła papierowymi pieniązkami i liczyła na kalkulatorze w ręce trzymając papierową zamykaną komórkę :)). Fajna zabawa, pamiętam z dzieciństwa. Bardzo rozwija wyobraznię :)...................................................................................................................

Anioł :).

...


...

...

...

...

Śniadanko :).
Śpiewanie kolęd obowiązkowo. Tym razem "...gloria, gloria in excelsis deo".


Natalka tez wcina :)).

...

...